czwartek, 14 marca 2013

Wypadek, który zmienił wszystko I


Hej :) Trochę mnie tu nie było, jednak natłok spraw ostatnimi czasy dał mi się we znaki. Na razie mam dla was opowiadanie, które napisałam x czasu temu, chciałam dać całe, ale wyskoczył limit, także dostaniecie je podzielone na dwie części ;p Miłego czytania :)

Agata właśnie dyżurowała na Izbie, kiedy w ogólnym zamieszaniu ujrzała zatrzymującą się przed drzwiami karetkę. Pobiegła czym prędzej do wyciągających nosze sanitariuszy i rzuciła ‘Co mamy?’ , a słuchając ich zdawkowych, szybkich odpowiedzi - ‘Chłopak. Wypadek samochodowy. Nieprzytomny’,  spojrzała na twarz chłopaka, po czym natychmiast zbladła. ‘Radek?!’ krzyknęła ze strachem. ‘Prowadził samochód bez prawa jazdy’ opowiedział jej ze zdziwieniem ratownik zabierając łóżko z rannym do szpitala. Lekarka szybko zabrała się do pracy i po chwili dało się słyszeć - ‘Tomografia głowy, prześwietlenie żeber, USG jamy brzusznej’. Sprawdziła jego stan, chłopak był nieprzytomny, ale stabilny. Z widocznych obrażeń miał jedynie rozcięty łuk brwiowy i powierzchowne otarcia. Podejrzewała jednak wstrząs mózgu. ‘Halo! Radek słyszysz mnie?!’ - próbowała ocucić chłopaka. ‘Zawołaj tu kogoś z chirurgii’ - poleciła pielęgniarce - ‘A i jeszcze doktora Rogalskiego!’

No właśnie Marek… Przecież dopiero co stracili pacjenta, a na dodatek przed wypadkiem pokłócił się z Radkiem, nie mogąc poradzić sobie z chadzającym własnymi drogami nastolatkiem. Agata martwiła się jak zareaguje na widok nieprzytomnego, podłączonego do aparatury chłopaka leżącego teraz na łóżku. Wiedziała, że będzie obwiniał siebie za wszystko. Choć to Radek sam doprowadził do wypadku, zabierając, jak sama podejrzewała, ojcu kluczyki do auta i jadąc bez prawa jazdy. Jednak mimo tego było jej żal chłopaka, wyładowywał na innych swoje uczucia z którymi nie mógł sobie poradzić. Podejrzewała, że to chęć zwrócenia na siebie uwagi. Marek starał się jak mógł, ale czasami widziała, że ma dość zaistniałej sytuacji i nie wie jak dogadać się ze zbuntowanym chłopakiem. Starał się być konsekwentny, ale ciężko mu to wychodziło. Agata popatrzyła na Radka smutno, podała mu leki dożylnie i szepnęła - ‘Nawet nie wiesz jak bardzo ojciec się stara, żeby wszystko było w porządku. Żebyś był zadowolony…’. Do pokoju wpadła pielęgniarka z Wiktorią.

- ‘Wzywałaś mnie? Co mamy?’ – zapytała przyjaciółki,
- ‘Młody chłopak, nieprzytomny. Wypadek samochodowy. Podejrzewam wstrząs mózgu, ale mogłabyś dokładniej go obejrzeć, chcę mieć pewność, że będzie potrzebna tylko tomografia głowy i ewentualnie USG jamy brzusznej.’ – odpowiedziała Agata,
- ‘Nie ma sprawy. Zabieram się do pracy. A czy to nie jest przypadkiem syn naszego kardiologa?’  - zwróciła się do niej zdziwiona,
- ‘Właśnie jest. Nie wiem jak on sobie z tym poradzi. Ostatnio nie układa mu się najlepiej.’ – internistka popatrzyła na Wiktorię ze smutkiem,

W tym momencie do pokoju jak burza wpadł Marek i patrząc ze strachem na rannego syna zapytał:
- ‘Co się stało?!’  
- ‘Miał wypadek samochodowy. Podałam mu dożylnie 2mg morfiny i Hunotkon, jest stabilny, ale zleciłam tomografię, USG i poprosiłam chirurga o badanie ogólne’ – odpowiedziała Agata,
- ‘Cholera jasna! To wszystko moja wina!’ – krzyknął odwracając głowę w stronę kobiety,
- ‘Nawet tak nie mów!’ – popatrzyła twardo w jego zaszklone oczy – ‘Wszystko będzie dobrze, zaraz zabieram go na dodatkowe badania’
Kardiolog skierował się w stronę syna, ale zatrzymała go Wiktoria:
- ‘Ej, ej, ej! Spokojnie, zaraz skończę go badać. A tak w ogóle to dobrze  wiesz, że nie powinno Cię tu być.’
- ‘To mój syn!’ – oburzył się mężczyzna,
- ‘Wiem. Dlatego jeszcze Cię stąd nie wyrzuciłam’ – odpowiedziała młoda chirurg – ‘Myślę, że nie ma żadnych złamań, ani obrażeń wewnętrznych. Możecie zabrać go na tomografię. Ja mam zaraz operację, do zobaczenia później.’

Wiktoria wyszła, a spiesząc na salę operacyjną, myślała nad relacjami Agaty i Marka. Jej przyjaciółka ostatnio bardzo się do niego zbliżyła. Miała nadzieję, że kardiolog będzie idealnym lekiem na problemy sercowe internistki. Z jednej strony cieszyła się jej szczęściem, ale obawiała się, że przeszłość przystojnego kardiologa, a innymi słowy żona z którą aktualnie był w separacji, wkrótce się o niego upomni, a młoda lekarka zostanie sama ze złamanym sercem.  

Tymczasem w pewnej sali na izbie

- ‘Marek. Nie możesz się teraz zadręczać. Wezmę Radka na tomografię, a ty idź do lekarskiego i poczekaj tam na mnie, ok?’ – powiedziała Agata, po czym zwróciła się do pielęgniarki – ‘Jedziemy’
- ‘Chcę przy nim być! Już dzisiaj wystarczająco dużo rzeczy spieprzyłem!’ – zezłościł się
- ‘Dobrze wiesz, że to mu nie pomoże!’ – odkrzyknęła i pobiegła do windy za pielęgniarką i lekarzem pogotowia, który pomagał jej przetransportować Radka na badania.

 - ‘Świetnie!’ – krzyknął Marek, gdy został sam w pustej sali. Miał mętlik w głowie. Ten cały wypadek, który spowodował jego syn… Powoli dochodziło do niego to co się stało. Jak mógł nie zauważyć, że Radek wyciągnął mu kluczyki z kieszeni? Czemu nie zgodził się go odwieźć? Wtedy nic by się nie stało – wypominał sobie udając się do pokoju lekarskiego, tak jak poleciła mu Agata. Powinien być lepszym ojcem, ale sam nie potrafił poradzić sobie z wybuchowym charakterem swojego syna. Radkowi zdecydowanie brakowało pełnej rodziny, a on nie miał pojęcia jak to zmienić. Nie wyobraża sobie powrotu do żony, właściwie to już byłej – rozmyślał, siadając na kanapie i chowając twarz w dłoniach. Ich miłość już dawno wygasła, a ślub właściwie wzięli z obowiązku… Żeby ludzie nie gadali, że Dorota i on mają nieślubne dziecko. Teraz wiedział, że to był błąd, że nie powinni przysięgać sobie miłości, gdy tak naprawdę ich uczucie nie było ani prawdziwe ani mocne. Mimo tego Radek potrzebował ich obojgu, co ostatnimi czasy dawał mu bardzo dobitnie do zrozumienia. Zresztą gdyby sam miał więcej czasu dla syna, nie doszłoby do tego wypadku. Mógłby odwieźć go na koncert, jak normalny ojciec. Ale nie. On musiał się trzymać swoich ‘złotych zasad’, co wykrzyczał mu wściekły chłopak. Teraz bardzo tego żałował, tym bardziej, że młody leżał teraz nieprzytomny u nich w szpitalu, a on nie mógł nic zrobić. Jak bardzo chciałby w tym momencie cofnąć czas. Teraz jednak musiał zadzwonić do Doroty… Powinna wiedzieć o wypadku. Westchnął i wykręcił jej numer. Po kilku długich sygnałach odebrała.
-‘Marek? Po co dzwonisz? Mam teraz ważne spotkanie, więc pogadać możemy dopiero w domu’ – przywitała go tymi słowami,
-‘Radek miał wypadek. Jest w szpitalu.’ – Marek skrzywił się na dźwięk jej nieprzyjemnego tonu,
-‘Co?! Jak go pilnowałeś?! Znowu wywinął jakiś numer przez Ciebie?!’ – oburzyła się,
- ‘Zamiast zaczynać od pretensji, może zapytałabyś jak czuje się twój syn!’ – odpowiedział jej,
- ‘Co mu jest?’ – speszyła się lekko,
- ‘Podejrzewają wstrząśnienie mózgu, ale jest jeszcze na badaniach. Miał wypadek. Wziął kluczyki od mojego auta i wjechał w krzaki.’ – wyznał,
- ‘To jak pilnujesz dziecka?! Jesteś nieodpowiedzialny!’ – wściekła się na niego – ‘Masz szczęście, że nic mu nie jest.’
- ‘Radek nie jest już dzieckiem! Zrozum to wreszcie. Jest tak samo odpowiedzialny za swoje czyny tak jak ja i ty.’ – zdenerwował się na jej słowa – ‘Poza tym ma wstrząśnienie mózgu. To nie jest nic.’
- ‘Nie będę zaprzepaszczać szansy na rozwój swojej kariery i lecieć teraz na złamanie karku do szpitala z powodu wstrząśnienia mózgu! Nie histeryzuj.’ – odpowiedziała lekceważącym tonem,
- ‘Czyli mam rozumieć, że nie przyjedziesz?’ – zapytał zbity z tropu,
- ‘Oczywiście, że przyjadę. Najwcześniej jutro. Mam jeszcze wiele spraw do załatwienia. Poza tym ty tam jesteś, to wystarczy.’ – stwierdziła i chcąc szybko wrócić do przerwanych przez Marka czynności, pożegnała się nie dając dojść mu do słowa.

Usłyszał tylko dźwięk odkładanej słuchawki. Jej lekceważący stosunek do syna i spraw domowych zawsze go zadziwiał. Nie rozumiał jej celów, ani zachowania, które sprawiało, że wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem domu i wychowaniem syna spadały na niego. Dopóki on był kardiochirurgiem, a Radek dzieckiem było łatwiej. Pomagała im teściowa, a i Dorota nie zaniedbywała wszystkiego, tak jak teraz. Jednak, gdy zachorował zmienił się cały jego świat. I teraz to on stał na straży domowego ogniska, zupełnie jakby zamienił się z nią rolami. Próbował odbudować ich rodzinę, ale z każdym dniem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że jego starania są bezsensowne.

Tymczasem w pracowni tomograficznej

Agata patrzyła zza szyby na chłopaka leżącego pod tomografem. Miała nadzieję, że to tylko lekki wstrząs. Wiedziała, że przy tak długiej utracie przytomności może być różnie. Mógł mieć stopniowe zmiany, a w najgorszym razie nawet nie odzyskać świadomości. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od przypadku. Każdy organizm był inny, ale wierzyła, że Radek był silny. Mimo jego widocznej niechęci do niej, naprawdę martwiła się o niego. Widziała, że chłopak jest zagubiony, a relacje między jego rodzicami coraz mocniej odbijają się na nim.

- ‘Są wyniki’ – zwrócił się do niej radiolog, podając wydruk – ‘Wygląda tylko na lekkie wstrząśnienie, nie zauważyłem żadnych długotrwałych zmian. Wydaje mi się, że chłopak miał szczęście’
- ‘Dzięki’ – odpowiedziała, sama jeszcze raz przyglądając się badaniom – ‘Rzeczywiście wygląda to nie najgorzej. Zostawię go na oddziale na obserwacji. Na razie’ – wyszła, polecając pielęgniarzowi przewieźć Radka do sali nr. 5.

Jechali właśnie windą, gdy chłopak zaczął się budzić. Zmarszczył brwi i lekko zmrużył oczy, usiłując sobie przypomnieć cokolwiek. Usłyszał głos, ale na początku nie mógł rozróżnić słów.
- ‘Radek. Radek. Budzimy się. Otwórz oczy. Słyszysz mnie?’ –  po chwili doszło do jego uszu i zachrypniętym głosem odpowiedział – ‘Gdzie ja jestem?’
- ‘Jesteś w szpitalu. Miałeś wypadek.’ – odpowiedziała mu kobieta w której rozpoznał lekarkę ‘obściskującą’ się z jego ojcem. Przez chwilę nic nie mówił usiłując przypomnieć sobie co takiego się stało, że tu jest. 

Agata sprawdziła jeszcze jego puls, podłączyła drugą kroplówkę i zwróciła się do chłopaka.
- ‘Pamiętasz jak się tu znalazłeś?’ – zapytała
- ‘Jechałem samochodem ojca. Potem był huk i obudziłem się tutaj’ – odparł nieco zdezorientowany
- ‘Masz wstrząśnienie mózgu i rozcięty łuk brwiowy. Zostawiam Cię na obserwacji, nie możesz na razie wstawać z łóżka. Masz szczęście, że tak to się skończyło’ – odpowiedziała internistka
- ‘A ty co tu w ogóle robisz?! Gdzie jest ojciec? Jeszcze Ci mało?! Co ty ode mnie chcesz?!’ – wykrzyczał wściekły chłopak, przypominając sobie scenę jaką zobaczył w pokoju lekarskim
- ‘Spokojnie. Chcesz sobie zaszkodzić, przy ws…’
- ‘Grozisz mi?!’ – przerwał jej Radek
- ‘Nie. Twoje zdrowie jest ważniejsze, niż jakieś głupie pretensje. Ja i twój ojciec…’
- ‘Nie obchodzi mnie z kim obściskuje się mój stary!’
- ‘Dziwne, bo zachowujesz się zupełnie inaczej. I nie wiem czy Cię to obchodzi czy nie, ale ja i twój ojciec jesteśmy przyjaciółmi, czy Ci to się podoba czy nie’ – odparła już trochę zdenerwowana zachowaniem chłopaka – ‘A teraz powinieneś odpoczywać, już wystarczająco głupstw narobiłeś’
- ‘Nie będziesz mi mówić co mam robić!’
- ‘Na nieszczęście dla Ciebie jestem twoim lekarzem prowadzącym. Poza tym mógłbyś przestać rzucać się tak na ojca. Stara się jak może, żeby wynagrodzić Ci stracone lata. Próbuje chronić Cię przed złem, a ty masz to gdzieś. Wiesz jak się o Ciebie martwi?!’
- ‘Dziwne. Jakoś teraz go tutaj nie ma. Widać jak obchodzi go syn.’ – odburknął jej
- ‘Radek…’ – zaczęła łagodnie – ‘Nie chcę Ci zaszkodzić. Wiem, że twój ojciec nie potrafi poradzić sobie z wyzwaniem, jakim jesteś dla niego ty. I mimo, że czasami zabrania Ci czegoś to nie robi tego po to, żeby zrobić Ci na złość.  Kocha Cię i chce dla Ciebie jak najlepiej. Powinieneś przemyśleć swoje zachowanie. Wymuszanie siłą lub pretensjami tego co zechcesz nie jest dobrym sposobem na życie.’
- ‘Psycholog od siedmiu boleści się znalazła. A skąd ty możesz to wiedzieć.’ – odwrócił się do niej tyłem,
- ‘Znam trochę twojego ojca i widzę co się z nim dzieje. Teraz po niego pójdę, a ty w tym czasie postaraj się uspokoić.’ – odpowiedziała.

Wyszła z jego sali i skierowała się w stronę pokoju lekarskiego. Wiedziała, że Radek nie pałał do niej sympatią. Chociaż teraz jego oskarżenia i krzyki prawie wyprowadziły ją z równowagi. Dużo bardziej wolałaby mieć z nim dobry kontakt, w końcu był synem Marka. Na dodatek widziała, że chłopakowi jest ciężko. Postanowiła jednak powoli przekonać go do siebie i spróbować zmienić jego stosunki z ojcem na lepsze.  Cicho weszła do pokoju i widząc zmartwionego mężczyznę, przystanęła, a jej serce lekko skurczyło się z żalu. Skierowała swe kroki w jego stronę i delikatnie usiadła obok na kanapie, wahając się przez chwilę co powinna zrobić. Nieśmiało objęła go ramionami, bojąc się, że ten gest może zostać odrzucony. 

sobota, 2 lutego 2013

Magiczny wigilijny wieczór.

Stare, świąteczne opowiadanie. Wrzucam tutaj jako jednorazówkę :) 

Kolejna część 'Za dużo nerwów' pojawi się za jakiś czas. Na razie zostawiam was z tym, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Pozdrawiam :*

Magiczny wigilijny wieczór.

Stała na balkonie nie czując zimna. Cała Leśna Góra pogrążyła się w białym puchu, który spadając dzisiaj po południu wywołał wśród dzieci euforię, a wśród dorosłych… hmm… ‘lekkie’ zirytowanie byłoby dobrym określeniem. Ona w przeciwieństwie do większości lubiła zimę, lubiła wirujące płatki śniegu, które osiadały na parapetach, samochodach i wszędzie gdzie tylko znalazły skrawek przestrzeni. Przypominały jej się wtedy chwile błogiego dzieciństwa, kiedy razem z kolegami zjeżdżała na sankach, urządzała waleczne bitwy śniegowe i ślizgała się po stawie, nie myśląc o niebezpieczeństwach jakie z czasem przyszykował dla niej los.
Patrząc teraz na pogrążone w ciemności miasteczko, gdzie w co poniektórych oknach migały już lampki choinkowe, zastanawiała się co w swoim życiu robiła źle. Przecież ciężko pracowała na to co ma teraz. Zawsze była uczciwa, nikogo nie oszukiwała i sama starała się być sprawiedliwa w osądach innych. Dobrym sercem i zaangażowaniem w leczenie pacjentów zdobywała ich zaufanie. Nikomu nie szczędziła serdecznego uśmiechu i dla każdego zawsze próbowała znaleźć słowa pocieszenia, nawet w bardzo ciężkiej sytuacji. Przyjaciele zawsze mogli na nią liczyć, rzucała wszystko i biegła im na pomoc. Życie dla innych sprawiało jej radość i satysfakcję. Każdy kolejny krok osłabionego pacjenta, jego wygrana z chorobą uświadamiała jej jak wielką wartością była praca, którą włożyła w jego leczenie. To sprawiało, że miała siłę walczyć o kolejnych.
Patrząc jednak na szczęśliwe rodziny wychodzące ze szpitala, mężczyzn i kobiety czuwających przy łóżku swojej drugiej połówki jej serce powoli łamało się na malutkie kawałeczki, a z oka nie jeden raz musiała szybko otrzeć niechcianą łzę, która jak sama sądziła, zdradzała jej słabość. Widziała jak jej przyjaciele mimo przeciwności układają sobie powoli życie. Nie raz patrzyła na ich czułe Przytulanki oraz słodkie pocałunki, marząc o tym, aby i ją to kiedyś spotkało.  Widziała jak chodzą z głową w chmurach po udanej randce i jak bardzo naburmuszeni są podczas kłótni.
Coraz częściej zostawała sama w hotelu, gdy zakochani zajmowali się sobą. Samotność zaczynała jej doskwierać, dlatego brała coraz więcej dodatkowych dyżurów. Nie raz nie wracała na noc, uważając, że godzinka snu na kanapie w lekarskim na pewno jej wystarczy. W końcu miała tylu pacjentów, którymi trzeba było się zająć, powiedzieć dobre słowo i wesprzeć na duchu.
W ten sposób próbowała zagłuszyć swoje myśli o mężczyźnie, którego nie potrafiła wyrzucić z serca, a którego nie powinna obdarzać uczuciem jakimkolwiek innym niż przyjaźń. O tak. Przystojny kardiolog Marek Rogalski wywoływał u niej reakcje, których wręcz się wstydziła i jak najszybciej próbowała je stłumić. Za każdym razem, gdy widziała go badającego pacjenta, przeglądającego karty, czy nawet siedzącego w lekarskim na odprawie, jej serce dostawało palpitacji, a ciałem wstrząsały przyjemne dreszcze. Dobrze wiedziała, że nie ma prawa tak się zachowywać, w końcu Marek był TYLKO jej kolegą z pracy, czasami nawet i przyjacielem, ale nic więcej. W końcu miał żonę i syna, nawet jeżeli nie układało się im idealnie to była jego rodzina i ona nie miała prawa nawet próbować w nią ingerować i w jakikolwiek sposób rozbijać. Zdawała sobie sprawę, że kardiolog jest poza jej zasięgiem. Musiała przestać o nim myśleć, a sposobem na to miały być właśnie dodatkowe nocne dyżury i unikanie jego obecności. Sama musiała przyznać, że w tym ostatnim stawała się mistrzynią.
Mimo tego nadal nie potrafiła o nim zapomnieć. Szczególnie teraz. W najważniejszym rodzinnym dniu w roku, w wigilijny wieczór. Została sama, Wiktoria z Przemkiem wzięli urlop i polecieli do jej rodziców. Jeszcze na lotnisku kilkanaście godzin wcześniej z troską upewniali się, że ona wróci do rodzinnej miejscowości i zasiądzie przy stole z rodziną. Solenne zapewnienia, że nie będzie sama i na pewno wszystko będzie w porządku, w końcu pozwoliły im odetchnąć i radośnie maszerując w stronę odprawy machali jej na pożegnanie. Cieszyła się ich szczęściem, ani myśląc mówić im o smutnej prawdzie, w końcu mają własne problemy. Nie zamierzała wrócić do domu. Wiedziała, że od ostatniej wigilii nic się nie zmieniło. Rodzice, wujkowie i ciotki, będą wypytywać ją o narzeczonego, a dowiedziawszy się, że takowy nie istniej dorzucą kilka, według nich, zabawnych docinków o staropanieństwie. Nie na takie święta liczyła, więc zawczasu powiadomiła ich o rzekomym dyżurze w szpitalu, akurat tak nieszczęśliwie pełnionego w ten szczególny wieczór.
Teraz stała sama w kolorowej bluzie na balkonie zaglądając do okien okolicznych bloków. Widziała ludzi z prezentami wchodzących do klatek schodowych, krzątających się w radosnym chaosie po mieszkaniach. Niedługo pewnie zasiądą razem do stołu, podzielą się opłatkiem, złożą życzenia, ktoś będzie prosił o dokładkę barszczu z uszkami, dzieci będą śpiewać kolędy i recytować wierszyki z odgrywanych w szkole jasełek. Przyszło jej na myśl, że pewnie tak teraz spędza wigilię Marek. Z rodziną. Z Dorotą i Radkiem. Może nawet przyjechali jego teściowie lub rodzice. Będą razem krzątać się przy kuchni i otwierać prezenty. A ona…
Była sama, ponownie. Przecież powinna się już do tego przyzwyczaić. W jej życiu to było normalne. Nie pamiętała kiedy ostatni raz ktokolwiek ją przytulił. Teraz właśnie tego potrzebowała najbardziej. Męskich ramion, w które ufnie mogłaby się wtulić, które ochroniły by ją przed przenikliwym zimnem, jakie teraz odczuwała. Wzdrygnęła się i weszła do mieszkania. Patrząc ze smutkiem na kubek z dawno wystygłą herbatą, odstawiła go na parapet i podążyła do kuchni zrobić sobie jeszcze jedną. Tym razem z zamiarem wypicia jej do dna, aby rozgrzać trochę zmarznięte ciało. W międzyczasie zaczęła smażyć wcześniej przygotowaną rybę i wyciągnęła uszka.
Myślała, że nic nie przełknie, ale gdy poczuła zapach stwierdziła, że właściwie to od dawna nic nie jadła, a karp wygląda i pachnie tak znakomicie. Szybko zjadła duży kawałek ryby i mimo tego iż była sama wyciągnęła talerza, kieliszki, sztućce i zabrała się za dekorowanie stołu. W końcu ona też może sobie zrobić wigilię. Dokończyła wszystkie swoje potrawy i poszła się przebrać. Przecież kobieta może być piękna tylko dla siebie. Podświadomie jednak myślała, w czym najbardziej spodobała by się właśnie Markowi.
Ściągając z półki pudełko z naszyjnikami, zrzuciła ozdobnie zapakowany mały prezent. Jej serce skurczyło się z żalu. Miała go dać Markowi. Nawet przez kilka dni nosiła podarek w torebce, czekając na dogodną okazję w szpitalu. Za każdym razem jednak tchórzyła i cichutko wycofywała się jak najdalej od niego. Przecież jej gest na pewno bardzo by go zdziwił. Pewnie nie tylko jego. Nikt w szpitalu nie dawał sobie prezentów. Jedynie z Wiktorią i Przemkiem wymieniała się drobnymi podarkami. A to… sama nie wiedziała po co kupiła mu ten zegarek. Mimowolnie gdy zobaczyła go na wystawie pomyślała właśnie o Marku i mimo jego ceny, pod wpływem nagłego impulsu kupiła.
Teraz otworzyła pudełko i siadając na kanapie pogładziła tarczę zegarka, wyobrażając sobie radosny uśmiech i roześmiane oczy mężczyzny, dla którego oddałaby wszystko. Kąciki jej ust natychmiast uniosły się w górę, prawie czuła jego obecność obok siebie. Delikatne, przypadkowe muśnięcie dłoni, gdy podawał jej kartę chorego. Jego ciepły oddech, którym owiewał jej szyję, gdy stał za nią podczas badania pacjenta. Ponownie wstrząsnęły nią dreszcze. Nie mogła o nim myśleć w ten sposób. Zdając sobie sprawę jak daleko jej myśli zbłądziły, szybko wstała chowając prezent głęboko w szafie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Jej serce prawie stanęło. Kto o tej porze mógł chcieć się z nią zobaczyć? Wiki i Przemek są już w Hiszpanii, Nina i Michał zapewne w trakcie kolacji wigilijnej, reszta lekarzy wyjechała do rodzin, albo jest na dyżurze. Jej serce nieśmiało podpowiadało, że może przystojny kardiolog przyjechał złożyć jej życzenia. Ale przecież to absurd. Faktycznie jakoś mijali się przed świętami i nie było okazji, ale to bez sensu. Na pewno nie przyjechałby do niej z tak błahego powodu. Wigilia to rodzinne święto i on na pewno celebruje ją w swoim domu. Jednak mimo wszystko ziarnko nadziei zakiełkowało, a im bliżej drzwi była tym szybciej biło jej serce. Otworzyła je z uśmiechem prawie pewna, że zobaczy za nimi Marka…
Słysząc pierwsze słowa kolędy ‘Dzisiaj w Betlejem’ i spoglądając na przebranych kolędników przybrała sztuczny uśmiech, usiłując powstrzymać łzy. Zamykając za dzieciakami drzwi, osunęła się po ich wewnętrznej stronie, upadając bezradnie na podłogę i tłumiąc szloch. Co ona w ogóle sobie myślała? Jak mogła mieć jakąkolwiek nadzieję, że w ten wigilijny wieczór mężczyzna, który skradł jej serce, porzuci rodzinę i pojawi się przed jej drzwiami niczym książę na białym koniu. Przecież to nierealne. Po jej policzkach spływały łzy, których już nawet nie starała się powstrzymać. Bezwładnie siedząc na podłodze zastanawiała się nad swoim życiem. Niespełniona miłość zaczynała ją przerastać, a ona nie miała najmniejszego pojęcia jak temu zapobiec. Głupota jaką się wykazała w ostatnich miesiącach właśnie dawała o sobie znać. Gdyby wtedy nie spotkała go na korytarzu, gdy przyjechał sprawdzić co z jego byłą pacjentką, może byłoby inaczej. Gdyby od razu wiedziała, że Marek ma syna i żonę, może nie patrzyłaby na niego jak na mężczyznę z którym może sobie pozwolić na więcej. Może…
Te rozmyślania przerwał jednak dźwięk dzwonka. Zdziwiona popatrzyła na klamkę i stwierdziła, że na dzisiaj ma dość jakichkolwiek odwiedzin. Jednak gość stojący po drugiej stronie, ani myślał odpuścić. Po kolejnym uderzeniu w dzwonek, postanowiła szybko spławić natręta. I otwierając z impetem drzwi, krzyknęła ze złością: ‘Czego znowu?!’ Osoba stojąca naprzeciwko niej na początku lekko się speszyła, po czym ze śmiechem odparła: ‘Nie wiedziałem, że u was, właśnie tak wita się zbłąkanych wędrowców’. 
Słysząc znajomy głos serce Agaty stanęło, po czym chwilę później fiknęło koziołka. Podniosła zapłakane oczy, obdarzając gościa zaskoczonym wzrokiem: ‘Ma… Marek? A… A co ty tutaj robisz?’ On popatrzył na jej zmęczoną i podpuchniętą twarz i widząc jej zdenerwowanie, stwierdził: ‘Chyba dobrze, że przyszedłem. Przemek mówił, że wracasz do rodziny, ale jak widać plany  się zmieniły’ W tym momencie podniósł rękę, żeby otrzeć jej policzki. To samo uczyniła ona i przez przypadek ich dłonie spotkały się, sprawiając, że oboje odczuli przyjemne dreszcze. Speszona, bardzo szybko zabrała swoją, żeby tylko Marek nie zauważył jej reakcji na jego dotyk. Wiedziała, że nie powinna tego czuć, ale nie potrafiła temu zapobiec. On sam delikatnie się uśmiechną i otarł jej mokre policzki, zmuszając ją do podniesienia głowy. Uciekała wzrokiem jak tylko mogła, strach, że z oczu mężczyzna odczyta jej ukryte przez długi czas uczucie wręcz ją paraliżował.
Jednak, gdy usłyszała padające z jego ust: ‘Skarbie’ nie mogła nie spojrzeć na niego w szoku. Marek dobrze wiedział jak zmusić kobietę do kontaktu wzrokowego. Domyślał się też jej uczuć. W szpitalu unikała go jak ognia, gdy tylko dowiedziała się, że chcą z Dorotą spróbować odbudować swoje małżeństwo. Nie miała dla niego czasu, a o konsultację zawsze prosiła Lenę, nie jego. Gdy myślała, że jej nie widzi, cichutko przemykała obok, żeby tylko o nic jej nie pytał. Po rozmowie z Wiktorią wszystko stało się dla niego jasne. I mimo iż Agata nie zwierzała się nikomu z problemów, dokładnie wiedział dlaczego nagle straciła swoją iskierkę radości i błysk w oku. Zdał sobie sprawę, że to wszystko było jego winą. Gdy jej oczy napotkały jego wiedziała, że jest zgubiona. Nawet nie zauważyła, kiedy nagle zagarną ją w swoje ramiona i tuląc do siebie szepną: ‘Teraz wszystko zmieni się na lepsze, zobaczysz’.
        Chciała mu zaufać, tak bardzo pragnęła by był obecny w jej życiu. Tak blisko, jak jeszcze nikt inny. Mimo tego, bała się. Bała się, że to tylko puste słowa, że w jakiś sposób wzbudziła w nim poczucie winy. Nie na tym jej zależało. Nie chciała litości.
- 'Nie musisz przy mnie być. Dam sobie radę. Sama. Jak zwykle.' - odpowiedziała twardo - 'Powinieneś wrócić do swojej żony. Czy ona w ogóle wie gdzie ty jesteś?' - spytała.
- 'Z nią już wszystko sobie wyjaśniłem. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozwód. Radek też wie i właściwie przeczuwał to od dawna, nawet nie był specjalnie zaskoczony, Bycie ze sobą na siłę, nie jest sposobem na życie.' - rzekł, patrząc z uśmiechem w jej oczy - 'Teraz dobrze wiem gdzie jest moje miejsce. I ty mi to uświadomiłaś.' - delikatnie pogładził palcem jej zadziorny nosek.
- 'Ja?' - zdziwiła się, nie dając po sobie poznać, jak bardzo poprzednia informacja ją ucieszyła.
- 'Oczywiście. Od początku byłaś przy mnie. Dzięki Tobie na nowo zacząłem się uśmiechać. To ty sprawiłaś, że znowu mogę operować.' - powiedział radośnie, widząc jak rumieni się na jego słowa.
       Przytulił ją mocniej i szepnął do ucha - 'Kocham Cię' - po czym odsunął się i obserwował jak jej oczy zastygły w wyrazie szoku, aby później zaszklić się z radości.
- 'Marek... Bo ja...' - próbowała wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, gdy poczuła jego palec na swoich wargach i usłyszała - 'Nic nie mów. Wiem o tym.' - a następnie wziął jej twarz w swoje ręce, pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek.
         Był pewien tego co w tej chwili robił. Czekał na to już długi czas, a teraz gdy zostawił przeszłość za sobą mógł tylko pisać nowy scenariusz. Razem z nią.
        Czując jego bliskość, rozsunęła tylko szerzej wargi, oddając pocałunek z radością.

KONIEC

środa, 30 stycznia 2013

Za dużo stresów - 2/?


Dziękuję bardzo za komentarze :* Wstawiam kolejną część, tym razem krótsza i jedynie o AiM, ale w następnej powrócimy do wątku Przemka i Wiktorii. Oby wam się dobrze czytało i trzymajcie kciuki za mój jutrzejszy egzamin :p
    
Za dużo stresów - 2/?

    Próba pogodzenia przyjaciół wykończyła ją psychicznie i fizycznie. Także wcześniejsza dwuznaczna sytuacja z Markiem, którą przerwali chirurdzy, sprawiła, że marzyła teraz tylko o kawie pani Marii. Miała skręcać do bufetu, gdy za rogiem usłyszała głos kardiologa, uśmiechnęła się, myśląc, żeby zaproponować mu wspólną przerwę. Już miała wychylać głowę, gdy do jej uszu doszły słowa ‘Dorota. Proszę Cię o szansę. Spróbujmy jeszcze raz…’. 
    Przez moment zapomniała o oddychaniu, poczuła się jakby dostała od kogoś kijem bejsbolowym. Oparła się o ścianę, a jej twarz zastygła w wyrazie szoku. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Pobladła i ukryła twarz w dłoniach, modląc się, żeby jak najprędzej obudzić się z tego koszmaru. Podbiegła do niej pani Wasiakowa, chcąc sprawdzić, czy wszystko w porządku. Potrząsnęła ją za ramiona i dopiero wtedy Agata ocknęła się, patrząc na nią zaszklonymi oczyma. Docierały do niej pojedyncze słowa, zupełnie jakby była w innej rzeczywistości. Próbowała złapać oddech i zdusić w sobie szloch jaki wyrywał jej się z gardła. Pielęgniarka widząc stan w jakim znajdowała się internistka, natychmiast posadziła ją na wózek i szybko zabrała do zabiegowego. Lekarka próbowała zaprotestować, ale głos i ciało odmawiały jej posłuszeństwa. Znalazła się na łóżku i kolejną rzeczą jaką zarejestrowała był smak kropli uspokajających. 
    Wreszcie odetchnęła z ulgą. Pani Wasiakowa nie miała jednak zamiaru poprzestać tylko na tym i chciała zawołać lekarza. Agata drżącym głosem usiłowała przekonać ją, że wszystko jest już w porządku, a zasłabnięcie spowodowane było jedynie brakiem obiadu. Pielęgniarka z niechęcią, wypuściła ją, wymuszając jednocześnie obietnice, że od razu po wyjściu z gabinetu pójdzie odpocząć i zacznie zdrowiej się odżywiać. Pokręciła głową, na nieodpowiedzialność lekarzy, którzy przepracowywali całe dnie nie bacząc na swoje zdrowie.
    Agata odetchnęła z ulgą, gdy wyrwała się z objęć pani Wasiakowej. Wiedziała, że jej zasłabnięcie było reakcją organizmu na stres związany z kłótnią przyjaciół, a także ze słowami kardiologa. Przypominając sobie to ostatnie, jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Wciąż nie mogła uwierzyć, w to co usłyszała. Może coś przekręciła. Przecież on i Dorota to dawno zamknięty rozdział, tak przynajmniej myślała do tej pory. Po tym co dzisiaj się stało nie była taka pewna. Niczego nie była pewna. Wychodząc zza rogu ze spuszczoną głową, wpadła na osobę, której najmniej teraz się spodziewała.
- ‘Agatka. Widzę, że przeżyłaś gradobicie w lekarskim.’ – usłyszała wesoły głos Marka, a jej serce skurczyło się z żalu – ‘To co? Kawa?’ – zaproponował.
    Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
- ‘Kawę to możesz wypić z Dorotą. Na pewno będzie Ci lepiej smakować. Będziecie mogli ją próbować bez końca’ – odparła ironicznie, nawet nie próbując powstrzymać drżenia głosu i łez spływających po policzkach. Po czym zostawiając go z zaskoczonym wyrazem twarzy, pobiegła do hotelu. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Za dużo stresów - 1/?

I jest pierwsze opowiadanie na tym blogu :) Napisane już jakiś czas temu, ale kisiło się w Word'zie. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Trochę zainspirowane słowami, które podsłuchała Agata w jednym z przyszłych odcinków Ndinz. Jednak w trakcie pisania koncepcja uległa zmianie (jak zwykle :p) i pojawił się wątek WiP. Będę pisać o wszystkich bohaterach z Leśnej Góry, więc sądzę, że każdy znajdzie coś dla siebie ;p

Za dużo stresów - 1/?

    Powstrzymały ich zbliżające się podniesione głosy . Oboje odskoczyli od siebie z prędkością światła. Popatrzyła na niego ze strachem w oczach i zmieszana spuściła głowę. Wtedy do pokoju wpadła wściekła Wiktoria i równie czerwony ze złości Przemek. Nawet ich nie zauważyli, wrzeszcząc na siebie wzajemnie.
- ‘Uciekam na izbę, bo zaraz rozpęta się tu burza z piorunami. Nie chcę ucierpieć’ – usłyszała od Marka, który puścił jej oczko i chwilę później już go nie było.
    Postanowiła sama uporać się z przyjaciółmi, którzy od dawna nie mogli dojść do porozumienia na zawodowej płaszczyźnie życia, nie mówiąc już o uczuciowej.
- ‘Moglibyście przestać krzyczeć! To szpital, a nie ośrodek dla niedosłyszących!’ – próbowała podniesionym głosem zwrócić ich uwagę. Dopiero wtedy zauważyli, że nie są sami. Popatrzyli na nią, a gdyby wzrok mógł zabijać, na pewno w tym momencie padłaby trupem.
- ‘Powiecie mi o co chodzi tym razem? Nie potraficie już ze sobą normalnie rozmawiać?’ – podjęła wyzwanie i zapytała,
- ‘Z nim/nią nie da się normalnie rozmawiać!’ – odkrzyknęli jej lekarze, zerkając na siebie ze złością,
- ‘Dość! Zachowujecie się jak dzieci, a nie dorośli lekarze. Co się z wami stało?’
- ‘Teraz będziesz nam prawić morały?’ – zapytała z ironią Wiktoria,
- ‘Ktoś musi. Możecie chociaż sprawiać pozory normalności w pracy?’ – słowa przyjaciółki lekko ją zabolały,
- ‘Ale z nią nie da rady pracować. Ciągle wdzięczy się do tego Falkowicza, jakby był jej bożkiem. Wychwala go pod niebiosa. Bo profesor zrobiłby to tak, a profesor mówił, że…’ – parodiował Wiktorię Przemek,
- ‘Jesteś żałosny! Po pierwsze nie wdzięczę się, a po drugie on uratował Ci rękę!’ – odgryzła się,
- ‘I zabił Ludmiłę! Nie będę tolerował oszusta.’ – zdenerwował się,
    Agata widziała, że jej przyjaciółka już otwiera usta, żeby zaprotestować. Tak wyglądała każda ich kłótnia i zapewne któreś z nich zaraz wyszłoby ze złością trzaskając drzwiami i klnąc pod nosem. Tym razem jednak nie miała zamiaru do tego dopuścić.
-‘Koniec! Oboje natychmiast macie się zamknąć!’ – wkurzyła się nie na żarty
    Przyjaciele popatrzyli na nią zdziwionym wzorkiem. Agata zawsze była oazą spokoju, jako jedyna cierpliwie znosiła ich wieczne kłótnie, była negocjatorką we wszystkich sprawach i wytrzymała z ich wybuchowymi charakterami tyle lat. Teraz jednak cały stoicyzm prysł, a w jej oczach pojawiły się gniewne ogniki.
- ‘Czy wy nie widzicie tego co się dookoła was dzieje? Tylko czubek własnego nosa jest dla was najważniejszy! Bo Wiki jest be, bo Przemek jest niedobry, a on zrobił to, a ona tamto. To jedyne co można od was ostatnio usłyszeć. Wieczne pretensje. Wasze kłótnie psując całą atmosferę w szpitalu. Psują wszystko. Nie potraficie się dogadać, spoko. Ale nie możecie przenosić tego na wszystkich! Ekipa podzieliła się na dwa obozy i tylko czeka, kto tym razem komu dogryzie i o co będziecie się kłócić. Tak dalej nie może być! Ja wiem, że macie odmienne zdanie w niektórych sprawach i szanuję to. Ale żadne z was nie ma stuprocentowej racji.’ – zaczerpnęła powietrza, sama nie wierząc w to, że puściły jej nerwy. Jednak, gdy zobaczyła szok na twarzach lekarzy i otwarte ze zdziwienia usta, postanowiła kontynuować, póki miała na to szansę. 
    Zwróciła się do przyjaciela – ‘Przemek. Wiem, że trudno Ci się pogodzić ze śmiercią Ludmiły i niesprawiedliwością jaka was spotkała. Ale to, że będziesz gnębił Falkowicza i każdego, kto tylko zamieni z nim słowo, nie wróci jej życia. Była ciężko chora i twoja lekarska intuicja sama mówi Ci, że nie było dla niej ratunku. Masz wokół siebie przyjaciół, którzy zrobią wszystko, żeby Ci pomóc, ale twoje aktualne zachowanie jest irracjonalne. Poza tym Falkowicz uratował Ci rękę, może nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli, ale zrobił coś dla Ciebie, taka nieudolna pokuta. Nie musisz go wychwalać, ale pogódź się z tym, że on jest w tym szpitalu i pomaga pacjentom tak jak inni. Przynajmniej na razie. Nie karzę Ci pałać do niego sympatią i prowadzić miłą pogawędkę, ale zaakceptuj tą niewygodną myśl, że z nim pracujesz i dla dobra pacjentów, powstrzymaj się od wrzasków i ignorowania jego wskazówek. I do cholery! Zauważ, że razem z Wiktorią byłyśmy przy Tobie cały czas i jesteśmy po twojej stronie! Nie rzucaj się na nią z pretensjami.’ 
    Odwróciła głowę w stronę Wiktorii i nabierając powietrza w płuca, zaczęła kolejną tyradę – ‘Wiki. Ogarnij się. Wiem, że Falkowicz Ci imponuje, ale nie przestań się z tym tak obnosić. Wszystkich to kole w oczy, więc mogłabyś przystopować. Chyba nie chcesz stać się kolejnym jego kozłem ofiarnym?’
    Chirurdzy patrzyli na nią zszokowani, w końcu ktoś wygarnął im wszystko i zaczynało do nich dochodzić, że systematyczne niszczenie ich relacji odbijało się na całej załodze szpitala i nie tylko.
- ‘Przemyślcie to sobie! Nie chcę was widzieć, póki nie porozmawiacie jak ludzie i nie zmienicie swojego zachowania, albo chociaż nie przystopujecie z obnoszeniem się swoją złością w szpitalu.’ – odwróciła się na pięcie i wyszła z lekarskiego, pozostawiając ich bijących się z myślami. 

I koniec części pierwszej. Zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach ;p Ja tymczasem uciekam do nauki, bo sesja niestety trwa w najlepsze... 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Witam :)

Postanowiłam założyć bloga, na którym zamieszczać będę opowiadania o bohaterach z popularnego serialu 'Na dobre i na złe'. Czasem pojawią się jakieś newsy, streszczenia odcinków oraz moja własna ocena fabuły po środowych premierach.

Mam nadzieję, że będziecie wpadać tutaj z przyjemnością :)

Do usłyszenia w następnej notce.