Stare, świąteczne opowiadanie. Wrzucam tutaj jako jednorazówkę :)
Kolejna część 'Za dużo nerwów' pojawi się za jakiś czas. Na razie zostawiam was z tym, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Pozdrawiam :*
Magiczny wigilijny wieczór.
Stała na balkonie nie czując
zimna. Cała Leśna Góra pogrążyła się w białym puchu, który spadając dzisiaj po
południu wywołał wśród dzieci euforię, a wśród dorosłych… hmm… ‘lekkie’
zirytowanie byłoby dobrym określeniem. Ona w przeciwieństwie do większości
lubiła zimę, lubiła wirujące płatki śniegu, które osiadały na parapetach,
samochodach i wszędzie gdzie tylko znalazły skrawek przestrzeni. Przypominały
jej się wtedy chwile błogiego dzieciństwa, kiedy razem z kolegami zjeżdżała na
sankach, urządzała waleczne bitwy śniegowe i ślizgała się po stawie, nie myśląc
o niebezpieczeństwach jakie z czasem przyszykował dla niej los.
Patrząc teraz na pogrążone w
ciemności miasteczko, gdzie w co poniektórych oknach migały już lampki
choinkowe, zastanawiała się co w swoim życiu robiła źle. Przecież ciężko
pracowała na to co ma teraz. Zawsze była uczciwa, nikogo nie oszukiwała i sama
starała się być sprawiedliwa w osądach innych. Dobrym sercem i zaangażowaniem w
leczenie pacjentów zdobywała ich zaufanie. Nikomu nie szczędziła serdecznego
uśmiechu i dla każdego zawsze próbowała znaleźć słowa pocieszenia, nawet w
bardzo ciężkiej sytuacji. Przyjaciele zawsze mogli na nią liczyć, rzucała wszystko
i biegła im na pomoc. Życie dla innych sprawiało jej radość i satysfakcję.
Każdy kolejny krok osłabionego pacjenta, jego wygrana z chorobą uświadamiała
jej jak wielką wartością była praca, którą włożyła w jego leczenie. To
sprawiało, że miała siłę walczyć o kolejnych.
Patrząc jednak na szczęśliwe
rodziny wychodzące ze szpitala, mężczyzn i kobiety czuwających przy łóżku
swojej drugiej połówki jej serce powoli łamało się na malutkie kawałeczki, a z
oka nie jeden raz musiała szybko otrzeć niechcianą łzę, która jak sama sądziła,
zdradzała jej słabość. Widziała jak jej przyjaciele mimo przeciwności układają
sobie powoli życie. Nie raz patrzyła na ich czułe Przytulanki oraz słodkie pocałunki,
marząc o tym, aby i ją to kiedyś spotkało. Widziała jak chodzą z głową w chmurach po
udanej randce i jak bardzo naburmuszeni są podczas kłótni.
Coraz częściej zostawała sama w
hotelu, gdy zakochani zajmowali się sobą. Samotność zaczynała jej doskwierać,
dlatego brała coraz więcej dodatkowych dyżurów. Nie raz nie wracała na noc,
uważając, że godzinka snu na kanapie w lekarskim na pewno jej wystarczy. W
końcu miała tylu pacjentów, którymi trzeba było się zająć, powiedzieć dobre
słowo i wesprzeć na duchu.
W ten sposób próbowała zagłuszyć
swoje myśli o mężczyźnie, którego nie potrafiła wyrzucić z serca, a którego nie
powinna obdarzać uczuciem jakimkolwiek innym niż przyjaźń. O tak. Przystojny
kardiolog Marek Rogalski wywoływał u niej reakcje, których wręcz się wstydziła
i jak najszybciej próbowała je stłumić. Za każdym razem, gdy widziała go
badającego pacjenta, przeglądającego karty, czy nawet siedzącego w lekarskim na
odprawie, jej serce dostawało palpitacji, a ciałem wstrząsały przyjemne
dreszcze. Dobrze wiedziała, że nie ma prawa tak się zachowywać, w końcu Marek
był TYLKO jej kolegą z pracy, czasami nawet i przyjacielem, ale nic więcej. W
końcu miał żonę i syna, nawet jeżeli nie układało się im idealnie to była jego
rodzina i ona nie miała prawa nawet próbować w nią ingerować i w jakikolwiek
sposób rozbijać. Zdawała sobie sprawę, że kardiolog jest poza jej zasięgiem.
Musiała przestać o nim myśleć, a sposobem na to miały być właśnie dodatkowe
nocne dyżury i unikanie jego obecności. Sama musiała przyznać, że w tym
ostatnim stawała się mistrzynią.
Mimo tego nadal nie potrafiła o
nim zapomnieć. Szczególnie teraz. W najważniejszym rodzinnym dniu w roku, w wigilijny
wieczór. Została sama, Wiktoria z Przemkiem wzięli urlop i polecieli do jej
rodziców. Jeszcze na lotnisku kilkanaście godzin wcześniej z troską upewniali
się, że ona wróci do rodzinnej miejscowości i zasiądzie przy stole z rodziną.
Solenne zapewnienia, że nie będzie sama i na pewno wszystko będzie w porządku,
w końcu pozwoliły im odetchnąć i radośnie maszerując w stronę odprawy machali
jej na pożegnanie. Cieszyła się ich szczęściem, ani myśląc mówić im o smutnej
prawdzie, w końcu mają własne problemy. Nie zamierzała wrócić do domu.
Wiedziała, że od ostatniej wigilii nic się nie zmieniło. Rodzice, wujkowie i
ciotki, będą wypytywać ją o narzeczonego, a dowiedziawszy się, że takowy nie
istniej dorzucą kilka, według nich, zabawnych docinków o staropanieństwie. Nie
na takie święta liczyła, więc zawczasu powiadomiła ich o rzekomym dyżurze w
szpitalu, akurat tak nieszczęśliwie pełnionego w ten szczególny wieczór.
Teraz stała sama w kolorowej
bluzie na balkonie zaglądając do okien okolicznych bloków. Widziała ludzi z
prezentami wchodzących do klatek schodowych, krzątających się w radosnym
chaosie po mieszkaniach. Niedługo pewnie zasiądą razem do stołu, podzielą się
opłatkiem, złożą życzenia, ktoś będzie prosił o dokładkę barszczu z uszkami,
dzieci będą śpiewać kolędy i recytować wierszyki z odgrywanych w szkole
jasełek. Przyszło jej na myśl, że pewnie tak teraz spędza wigilię Marek. Z
rodziną. Z Dorotą i Radkiem. Może nawet przyjechali jego teściowie lub rodzice.
Będą razem krzątać się przy kuchni i otwierać prezenty. A ona…
Była sama, ponownie. Przecież
powinna się już do tego przyzwyczaić. W jej życiu to było normalne. Nie
pamiętała kiedy ostatni raz ktokolwiek ją przytulił. Teraz właśnie tego
potrzebowała najbardziej. Męskich ramion, w które ufnie mogłaby się wtulić,
które ochroniły by ją przed przenikliwym zimnem, jakie teraz odczuwała.
Wzdrygnęła się i weszła do mieszkania. Patrząc ze smutkiem na kubek z dawno
wystygłą herbatą, odstawiła go na parapet i podążyła do kuchni zrobić sobie
jeszcze jedną. Tym razem z zamiarem wypicia jej do dna, aby rozgrzać trochę
zmarznięte ciało. W międzyczasie zaczęła smażyć wcześniej przygotowaną rybę i
wyciągnęła uszka.
Myślała, że nic nie przełknie, ale
gdy poczuła zapach stwierdziła, że właściwie to od dawna nic nie jadła, a karp
wygląda i pachnie tak znakomicie. Szybko zjadła duży kawałek ryby i mimo tego
iż była sama wyciągnęła talerza, kieliszki, sztućce i zabrała się za
dekorowanie stołu. W końcu ona też może sobie zrobić wigilię. Dokończyła
wszystkie swoje potrawy i poszła się przebrać. Przecież kobieta może być piękna
tylko dla siebie. Podświadomie jednak myślała, w czym najbardziej spodobała by
się właśnie Markowi.
Ściągając z półki pudełko z naszyjnikami,
zrzuciła ozdobnie zapakowany mały prezent. Jej serce skurczyło się z żalu.
Miała go dać Markowi. Nawet przez kilka dni nosiła podarek w torebce, czekając
na dogodną okazję w szpitalu. Za każdym razem jednak tchórzyła i cichutko
wycofywała się jak najdalej od niego. Przecież jej gest na pewno bardzo by go
zdziwił. Pewnie nie tylko jego. Nikt w szpitalu nie dawał sobie prezentów.
Jedynie z Wiktorią i Przemkiem wymieniała się drobnymi podarkami. A to… sama
nie wiedziała po co kupiła mu ten zegarek. Mimowolnie gdy zobaczyła go na
wystawie pomyślała właśnie o Marku i mimo jego ceny, pod wpływem nagłego
impulsu kupiła.
Teraz otworzyła pudełko i
siadając na kanapie pogładziła tarczę zegarka, wyobrażając sobie radosny
uśmiech i roześmiane oczy mężczyzny, dla którego oddałaby wszystko. Kąciki jej
ust natychmiast uniosły się w górę, prawie czuła jego obecność obok siebie.
Delikatne, przypadkowe muśnięcie dłoni, gdy podawał jej kartę chorego. Jego
ciepły oddech, którym owiewał jej szyję, gdy stał za nią podczas badania
pacjenta. Ponownie wstrząsnęły nią dreszcze. Nie mogła o nim myśleć w ten
sposób. Zdając sobie sprawę jak daleko jej myśli zbłądziły, szybko wstała
chowając prezent głęboko w szafie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek
do drzwi. Jej serce prawie stanęło. Kto o tej porze mógł chcieć się z nią
zobaczyć? Wiki i Przemek są już w Hiszpanii, Nina i Michał zapewne w trakcie
kolacji wigilijnej, reszta lekarzy wyjechała do rodzin, albo jest na dyżurze.
Jej serce nieśmiało podpowiadało, że może przystojny kardiolog przyjechał
złożyć jej życzenia. Ale przecież to absurd. Faktycznie jakoś mijali się przed
świętami i nie było okazji, ale to bez sensu. Na pewno nie przyjechałby do niej
z tak błahego powodu. Wigilia to rodzinne święto i on na pewno celebruje ją w
swoim domu. Jednak mimo wszystko ziarnko nadziei zakiełkowało, a im bliżej
drzwi była tym szybciej biło jej serce. Otworzyła je z uśmiechem prawie pewna,
że zobaczy za nimi Marka…
Słysząc pierwsze słowa kolędy
‘Dzisiaj w Betlejem’ i spoglądając na przebranych kolędników przybrała sztuczny
uśmiech, usiłując powstrzymać łzy. Zamykając za dzieciakami drzwi, osunęła się
po ich wewnętrznej stronie, upadając bezradnie na podłogę i tłumiąc szloch. Co
ona w ogóle sobie myślała? Jak mogła mieć jakąkolwiek nadzieję, że w ten
wigilijny wieczór mężczyzna, który skradł jej serce, porzuci rodzinę i pojawi
się przed jej drzwiami niczym książę na białym koniu. Przecież to nierealne. Po
jej policzkach spływały łzy, których już nawet nie starała się powstrzymać.
Bezwładnie siedząc na podłodze zastanawiała się nad swoim życiem. Niespełniona
miłość zaczynała ją przerastać, a ona nie miała najmniejszego pojęcia jak temu
zapobiec. Głupota jaką się wykazała w ostatnich miesiącach właśnie dawała o
sobie znać. Gdyby wtedy nie spotkała go na korytarzu, gdy przyjechał sprawdzić
co z jego byłą pacjentką, może byłoby inaczej. Gdyby od razu wiedziała, że
Marek ma syna i żonę, może nie patrzyłaby na niego jak na mężczyznę z którym
może sobie pozwolić na więcej. Może…
Te rozmyślania przerwał jednak
dźwięk dzwonka. Zdziwiona popatrzyła na klamkę i stwierdziła, że na dzisiaj ma
dość jakichkolwiek odwiedzin. Jednak gość stojący po drugiej stronie, ani
myślał odpuścić. Po kolejnym uderzeniu w dzwonek, postanowiła szybko spławić
natręta. I otwierając z impetem drzwi, krzyknęła ze złością: ‘Czego znowu?!’
Osoba stojąca naprzeciwko niej na początku lekko się speszyła, po czym ze
śmiechem odparła: ‘Nie wiedziałem, że u was, właśnie tak wita się zbłąkanych
wędrowców’.
Słysząc znajomy głos serce Agaty
stanęło, po czym chwilę później fiknęło koziołka. Podniosła zapłakane oczy,
obdarzając gościa zaskoczonym wzrokiem: ‘Ma… Marek? A… A co ty tutaj robisz?’
On popatrzył na jej zmęczoną i podpuchniętą twarz i widząc jej zdenerwowanie,
stwierdził: ‘Chyba dobrze, że przyszedłem. Przemek mówił, że wracasz do
rodziny, ale jak widać plany się zmieniły’
W tym momencie podniósł rękę, żeby otrzeć jej policzki. To samo uczyniła ona i
przez przypadek ich dłonie spotkały się, sprawiając, że oboje odczuli przyjemne
dreszcze. Speszona, bardzo szybko zabrała swoją, żeby tylko Marek nie zauważył
jej reakcji na jego dotyk. Wiedziała, że nie powinna tego czuć, ale nie
potrafiła temu zapobiec. On sam delikatnie się uśmiechną i otarł jej mokre
policzki, zmuszając ją do podniesienia głowy. Uciekała wzrokiem jak tylko
mogła, strach, że z oczu mężczyzna odczyta jej ukryte przez długi czas uczucie
wręcz ją paraliżował.
Jednak, gdy usłyszała padające z
jego ust: ‘Skarbie’ nie mogła nie spojrzeć na niego w szoku. Marek dobrze
wiedział jak zmusić kobietę do kontaktu wzrokowego. Domyślał się też jej uczuć.
W szpitalu unikała go jak ognia, gdy tylko dowiedziała się, że chcą z Dorotą
spróbować odbudować swoje małżeństwo. Nie miała dla niego czasu, a o
konsultację zawsze prosiła Lenę, nie jego. Gdy myślała, że jej nie widzi,
cichutko przemykała obok, żeby tylko o nic jej nie pytał. Po rozmowie z
Wiktorią wszystko stało się dla niego jasne. I mimo iż Agata nie zwierzała się
nikomu z problemów, dokładnie wiedział dlaczego nagle straciła swoją iskierkę
radości i błysk w oku. Zdał sobie sprawę, że to wszystko było jego winą. Gdy
jej oczy napotkały jego wiedziała, że jest zgubiona. Nawet nie zauważyła, kiedy
nagle zagarną ją w swoje ramiona i tuląc do siebie szepną: ‘Teraz wszystko
zmieni się na lepsze, zobaczysz’.
Chciała mu zaufać, tak bardzo pragnęła by był obecny w jej życiu. Tak blisko, jak jeszcze nikt inny. Mimo tego, bała się. Bała się, że to tylko puste słowa, że w jakiś sposób wzbudziła w nim poczucie winy. Nie na tym jej zależało. Nie chciała litości.
- 'Nie musisz przy mnie być. Dam sobie radę. Sama. Jak zwykle.' - odpowiedziała twardo - 'Powinieneś wrócić do swojej żony. Czy ona w ogóle wie gdzie ty jesteś?' - spytała.
- 'Z nią już wszystko sobie wyjaśniłem. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozwód. Radek też wie i właściwie przeczuwał to od dawna, nawet nie był specjalnie zaskoczony, Bycie ze sobą na siłę, nie jest sposobem na życie.' - rzekł, patrząc z uśmiechem w jej oczy - 'Teraz dobrze wiem gdzie jest moje miejsce. I ty mi to uświadomiłaś.' - delikatnie pogładził palcem jej zadziorny nosek.
- 'Ja?' - zdziwiła się, nie dając po sobie poznać, jak bardzo poprzednia informacja ją ucieszyła.
- 'Oczywiście. Od początku byłaś przy mnie. Dzięki Tobie na nowo zacząłem się uśmiechać. To ty sprawiłaś, że znowu mogę operować.' - powiedział radośnie, widząc jak rumieni się na jego słowa.
Przytulił ją mocniej i szepnął do ucha - 'Kocham Cię' - po czym odsunął się i obserwował jak jej oczy zastygły w wyrazie szoku, aby później zaszklić się z radości.
- 'Marek... Bo ja...' - próbowała wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, gdy poczuła jego palec na swoich wargach i usłyszała - 'Nic nie mów. Wiem o tym.' - a następnie wziął jej twarz w swoje ręce, pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek.
Był pewien tego co w tej chwili robił. Czekał na to już długi czas, a teraz gdy zostawił przeszłość za sobą mógł tylko pisać nowy scenariusz. Razem z nią.
Czując jego bliskość, rozsunęła tylko szerzej wargi, oddając pocałunek z radością.
Chciała mu zaufać, tak bardzo pragnęła by był obecny w jej życiu. Tak blisko, jak jeszcze nikt inny. Mimo tego, bała się. Bała się, że to tylko puste słowa, że w jakiś sposób wzbudziła w nim poczucie winy. Nie na tym jej zależało. Nie chciała litości.
- 'Nie musisz przy mnie być. Dam sobie radę. Sama. Jak zwykle.' - odpowiedziała twardo - 'Powinieneś wrócić do swojej żony. Czy ona w ogóle wie gdzie ty jesteś?' - spytała.
- 'Z nią już wszystko sobie wyjaśniłem. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozwód. Radek też wie i właściwie przeczuwał to od dawna, nawet nie był specjalnie zaskoczony, Bycie ze sobą na siłę, nie jest sposobem na życie.' - rzekł, patrząc z uśmiechem w jej oczy - 'Teraz dobrze wiem gdzie jest moje miejsce. I ty mi to uświadomiłaś.' - delikatnie pogładził palcem jej zadziorny nosek.
- 'Ja?' - zdziwiła się, nie dając po sobie poznać, jak bardzo poprzednia informacja ją ucieszyła.
- 'Oczywiście. Od początku byłaś przy mnie. Dzięki Tobie na nowo zacząłem się uśmiechać. To ty sprawiłaś, że znowu mogę operować.' - powiedział radośnie, widząc jak rumieni się na jego słowa.
Przytulił ją mocniej i szepnął do ucha - 'Kocham Cię' - po czym odsunął się i obserwował jak jej oczy zastygły w wyrazie szoku, aby później zaszklić się z radości.
- 'Marek... Bo ja...' - próbowała wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, gdy poczuła jego palec na swoich wargach i usłyszała - 'Nic nie mów. Wiem o tym.' - a następnie wziął jej twarz w swoje ręce, pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek.
Był pewien tego co w tej chwili robił. Czekał na to już długi czas, a teraz gdy zostawił przeszłość za sobą mógł tylko pisać nowy scenariusz. Razem z nią.
Czując jego bliskość, rozsunęła tylko szerzej wargi, oddając pocałunek z radością.
KONIEC
Piękne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńAle czemu nie dałaś końcówki tej co na forum, tylko go skróciłaś
OdpowiedzUsuńFakt. Dopiero teraz zauważyłam, że ucięło :p Zaraz poprawię :)
OdpowiedzUsuńHej:) nie wiem czy porzednie skometowałam ale byłam tu wcześniej bardzo mi się podobała pierwsza część ta z Wiki i Przemkiem i ich kłutnia
OdpowiedzUsuńAle opowidanie o Agacie jest też bardzo interesujace końcówka wsruszająca a jak znajde Cię na forum?
Aliszja
Czemu nie używasz tego zazwyczaj ja "Nazwa/adres URL" , to pierwsze twój nick czyli aliszja a drugie adres bloga, będziesz miała wtedy jego reklamę:)
UsuńOpowiadania Ewelajny znajdziesz tutaj http://forum.tvp.pl/index.php?topic=147324.0 :)
PS. te dwa pierwsze komentarze też były moje, tylko się zagapiłam i nie dam podpisu :)
Superrrr ;))) Czekam na new
OdpowiedzUsuńSuper blog! Lubię Agatę i będę wpadać ;) Może obserw za obserw? :D http://scenki-wiki-consalida.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się nowe opowiadanko dawno nic nie dawalaś.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowe opowiadanko, dawno nic nie pisałaś :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam was bardzo, ale po prostu nowy semestr jest strasznie meczący, a nie zakończyłam jeszcze spraw ze starym :( Jeśli chcecie mogę wrzucić jedno opowiadanie, jedyne w całości gotowe :p
OdpowiedzUsuńtaaaaaaaaaaaaaaaaaakkkkkkkkk!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UsuńWtaw to co masz
OdpowiedzUsuń